Port w największym mieście Tanzanii, niczym się nie różni od tego na Zanzibarze. Tłoczno. Gorąco. Wszędzie oczywiście kontrola czy mamy aktualna wizę tanzańską. Przepuszczamy bagaże przez „bramki”. Odnajdujemy „naszego” kierowcę. Facet non stop się śmieje. Trochę przerażeni wsiadamy do małej Toyoty i ruszamy. Sami nie bardzo wiemy, co i gdzie. – Najpierw do hotelu, bo jednak nie zdążymy na autobus. Nie chcemy do hotelu tylko dalej w drogę. Bocznymi uliczkami docieramy do głównej. Chyba? Dwu pasmowa. To chyba główna ulica Dar es Salaam? Korki na każdym skrzyżowaniu. Sygnalizacja świetla to zmarnowana energia. Nikt nie przestrzega tych przepisów. Zresztą żadnych przepisów tu się nie przestrzega. Po ok dwóch godzinach, docieramy na dworzec autobusowy. Budynek wygląda okazale. W środku pusty. Całe dworcowe życie dzieje się na zewnątrz.