Przejdź do treści

Czerwony ląd

Photo by Andrzej Dzwonnik Iphon 14 Pro
    4 rano, ruszamy taksówka z Jambiani do Stone Town, skąd ok 7 mamy prom do Dar es Salaam. Miasta o bardzo złej sławie nawet wśród tubylców. Kradzieże, rozboje to codzienność w tym największym w Tanzanii mieście. 

   

Photo by Andrzej Dzwonnik Iphon 14 Pro
   Ruszamy, nie wiedząc kto na nas czeka, mamy tylko kontakt telefoniczny z Nadą, naszym „Regionalsem” . Dostajemy fotografie naszego taksówkarza w porcie docelowym. Szaleństwo. Raz się żyje 
Photo by Monika Tomczak Betlejewska Samsung S 20
     W porcie tłumy ludzi, ale nas Białych zauważa obsługa i zaprowadza na miejsce gdzie każą czekać. Oczywiście za napiwek. Trochę nas to irytuje, bo to przecież ich praca. Monika wypłaca jakąś kwotę dla świętego spokoju
Photo by Monika Tomczak Betlejewska Samsung S 20
   Płyniemy. Fajnie. Klimatyzacja. Wielo  krzesełkowe rzędy wygodnych foteli. Na początku trochę buja ale po chwili „suniemy szybko i spokojnie” 
Photo by Andrzej Dzwonnik Iphon 14 Pro
    Na pokładzie można kupić coś do jedzenia i napoje. Na dużym telebimie, sponsor żeglugi pokazuje swoje produkty i sponsorowane drużyny piłkarskie.  Toalety na zewnątrz. Czysto.
Photo by Andrzej Dzwonnik Iphon 14 Pro
    Ceny promów Zanzibar Dar es Salaam zazwyczaj wahają się od 290 zł do 634 zł. Średnia cena wynosi około 471 zł. Najtańsze ceny promów Zanzibar Dar es Salaam zaczynają się od 290 zł. Średnia cena dla pasażera pieszego wynosi 471 zł. 
     Uwierzcie, jest naprawdę porządnie i wygodnie. 
Photo by Andrzej Dzwonnik Iphon 14 Pro
Photo by Monika Tomczak Betlejewska Samsung S 20
   Port w największym mieście Tanzanii, niczym się nie różni od tego na Zanzibarze. Tłoczno. Gorąco. Wszędzie oczywiście kontrola czy mamy aktualna wizę tanzańską.  Przepuszczamy bagaże przez „bramki”. Odnajdujemy „naszego” kierowcę. Facet non stop się śmieje. Trochę przerażeni wsiadamy do małej Toyoty i ruszamy. Sami nie bardzo wiemy, co i gdzie. – Najpierw do hotelu, bo jednak nie zdążymy na autobus. Nie chcemy do hotelu tylko dalej w drogę.  Bocznymi uliczkami docieramy do głównej. Chyba? Dwu pasmowa. To chyba główna ulica Dar es Salaam? Korki na każdym skrzyżowaniu. Sygnalizacja świetla to zmarnowana energia. Nikt nie przestrzega tych przepisów. Zresztą żadnych przepisów tu się nie przestrzega. Po ok dwóch godzinach,  docieramy na dworzec autobusowy. Budynek wygląda okazale. W środku pusty. Całe dworcowe życie dzieje się na zewnątrz. 
   Na dworcu można kupić wszystko. Od elektroniki po jajka gotowane. Chleb. Skarpety. Buty. W końcu wsiadamy do autobusu. Super, jest  klimatyzowany. Jakieś półgodziny temu powinniśmy ruszać. Nic na to nie wskazuje.  Pani non stop przechodzi obok mnie sprzedając chleb. Ktoś coś kupuje, wydaje się, że cały handel przeniósł się do naszego pojazdu. Bez przerwy ktoś mnie potrąca, przez okna otrzymujemy oferty kupna „wszystkiego”. I tak mija kolejna godzina a nasz środek dalekiego trasportu nie ruszył ani na milimetr. Mamy jeszcze kolejną kontrole Pań z biura emigracyjnego. Ruszamy…..ulga

 

Photo by Monika Tomczak Betlejewska Samsung S 20

   

    Jednak nie ruszamy. Autobus robi rundę po parkingu i wraca na miejsce obok gdzie poprzednio staliśmy. Przerażenie, bo cały handlowy koszmar powraca. Pani z chlebem, Pan ze skarpetkami ..Pan z zegarkami….mlekiem…

  Jedziemy. Wraz ze zmieniającym się krajobrazem, widać, że oddalmy się od wybrzeża. Coraz mniej palm, więcej pustych plam z wyschniętą trawą. Głośna muzyka, Po kilku godzinach jazdy może doprowadzić do bólu głowy. Mnie niewiele brakowało do szału. Nie ma co narzekać. Chłodno. Co jakiś czas autobus zatrzymuje się na poboczu w celu kontroli. Nie wiem dlaczego i po co,  ale tak co kilkanaście kilometrów się powtarza. Zostawmy to. Jedziemy do Handenii. Miasta gdzie spotkamy się z Nadą. Liczę na wygodniejszy transport. Może uda się zrobić jakieś zdjęcia?
Photo by Monika Tomczak Betlejewska Samsung S 20